Projekt Dressage

Dlaczego hodowla rozjeżdża się ze sportem?

Pytanie z tytułu to naturalnie ogromne uogólnienie, ale czy nie macie tego wrażenia, że hodowla sobie, a sport ujeżdżeniowy – też sobie?
Inne konie widzimy na korungach, jeszcze trochę inne – na czempionatach, a już zupełnie, zupełnie inne na najtrudniejszych czworobokach?

Jakoś nie do końca się to wszystko łączy (a przecież powinno), nie do końca się spina. Są przecież takie linie, gdzie co jeden koń, to same sukcesy, ale kupić źrebię z takim rodowodem graniczy z cudem. I odwrotnie, ogier jakoś nie ma szczęścia do potomstwa w sporcie, a hodowcy kryją, kryją, i kryją… Dlaczego?

Jeśli miałabym ująć temat tiktokowo i dać odpowiedź na pytanie „Dlaczego hodowla rozjeżdża się ze sportem?” w czasie raptem paru sekund, to byłaby ona bardzo prosta: Bo hodowcy nie jeżdżą 😉

Lubię jednak pisać (ględzić / przynudzać / niepotrzebne skreślić) znacznie bardziej niż tiktoka 😉 Trochę zatem głębiej poruszę temat, bo chociaż fakt, że wśród hodowców mało jest zawodników, a wśród zawodników mało hodowców zdecydowanie przyczynia się do braku wspólnego ogniwa między koniem hodowanym, a koniem sportowym, to przyczyną tego rozdźwięku jest w ogromnej mierze fakt, że….

… Sami tego chcemy

Jak każda działalność hodowla koni musi mieć realny aspekt ekonomiczny. Źrebięta muszą być sprzedawane. Najlepiej się oczywiście sprzedają te, które zaspokajają oczekiwania klientów. A klienci, no cóż, rzadko tak naprawdę wybierają się na zakupy uzbrojeni w wiedzę. Przeważnie zabierają ze sobą tylko ogromne oczekiwania 😉

Tu, mam nadzieję, widzimy samych przyszłych sportowców 😉

W Polsce mamy o tyle specyficzny rynek, że największą grupą zainteresowaną zakupem młodego konia jest jeździec-amator, który szuka wierzchowca dla własnych potrzeb. Niestety, nie ma u nas ani dużego przemysłu, ani arystokracji czy filantropów-milionerów, dla których inwestycja w sportowe konie leżała by w kręgu zabiegów wizerunkowych czy prestiżowych. Tutaj koni szukają pasjonaci, hobbyści, jeźdźcy uczestniczący w zawodach poziomu regionalnego.

O ile było by łatwiej, gdyby nasi celebryci dostrzegali konie 😉 Na zdjęciu Pippa Middleton podczas wyścigów Royal Ascot.

Osoby, które dysponują pewną wiedzą na temat dyscypliny, którą chcą uprawiać, ale nie mają zbyt dużej orientacji hodowlanej. Czyli na przykład nie spodziewają się, jakich cech u koni można spodziewać się po danym ogierze. Za to są jednak pewne, że koń do ujeżdżenia musi się super efektownie ruszać, a jak ruszać, to przecież wybitnie kłusować. I tak to bywa, niestety, że młode ujeżdżeniowe konie (tudzież źrebaki) sprzedaje się właśnie kłusem i ruchem przednich nóg, bo kto by tam patrzył na zad 😉 To jest też zresztą powód, dlaczego prawie zniknęło wiele wspaniałych starych linii ujeżdżeniowych (jak chociażby mojego ukochanego Rohdiamanta), z których konie za trzylatka wyglądały na zupełnie przeciętne, poprawne – ale za to później potrafiły błyszczeć w Grand Prix. No, ale kto dzisiaj chciałby na konia poczekać. Wszystko powinno być na teraz, na już, jeździecki wyścig zbrojeń (bo znajoma ze stajni kupi lepszego, niedoczekanie!) przecież wciąż trwa.

A tu przekornie, czyli źrebię tuuigpaard, zaprzęgowej edycji koni KWPN 😉

Fejm i lans

Ujeżdżenie to dyscyplina szczególnie podatna na wszelkie mody. Pół biedy, kiedy modne stają się reproduktory, które wygrały w świetnym stylu prestiżowe zawody: Glamourdale, Totilas. Ale niestety bywa, że sławę i ogromną popularność zyskują ogiery, które mają dobrą promocję na korungach, lub których głównym osiągnięciem jest to, że na pokorungowej aukcji zostały „sprzedane” za niebotyczną cenę. Piszę „sprzedane”, bo w kuluarach jawnie mówi się o sztucznie pompowanych cenach tworzonych wyłącznie na potrzeby marketingowe i nie mających żadnego przełożenia na rzeczywiste ceny zakupu koni. Bywa, ze takie ogiery kryją sezon, dwa, a później słuch o nich zanika. Ryzyko wyboru młodego, modnego, ale niesprawdzonego ogiera jest zawsze duże i czasem plany hodowlane mogą zostać pokrzyżowane w zaskakujący sposób. Tak było chociażby z ogierem KWPN Next Level (Jarville x Prestige VDL).

Młody Next Level podczas kwalifikacji konrungowych, które udało mu się przejść pomyślnie.

Uzyskał on licencję wraz z premią na korungu związku KWPN, ale aby jego uprawnienia były pełne, powinien on w późniejszym czasie również zdać testy pod siodłem. W pierwszym terminie ogier ten został wycofany z testów z powodów zdrowotnych (jak spekulowali niektórzy podobno z powodu wystąpienia znacznej grudy lub egzemy na stawie pęcinowym), stąd wyznaczono termin kolejny. Na drugim teście jednak Next Level… w ogóle się nie pojawił. Zdążył jednak w międzyczasie pokryć 216 klaczy. Z uwagi na niepełną licencję ojca wszystkie męskie źrebięta w przyszłości nie będą mogły się ubiegać o licencję hodowlaną, aczkolwiek mogą brać udział w sportowych czempionatach. Aby umożliwić potomstwu jakąkolwiek karierę w hodowli, Next Level został przedstawiony na konrungu NRPS, ale i tak nigdy nie pojawił się na testach użytkowych, mimo dwukrotnego wyznaczenia terminu wiosną oraz jesienią. W tym sezonie został użyty na kolejnych 253 klaczach, co daje w sumie potencjalnie 469 źrebiąt, które będą miał bardzo osobliwy status prawny. Tym bardziej szkoda, że pierwsze małe Next Levelki okazały się być naprawdę bardzo dobrej jakości.

Źrebię po Next Level x Florencio.

O ryzyku związanym z użyciem niesprawdzonych ogierów w hodowli i przypadkach takich jak chociażby Don Martillo czy Jack Sparrow pisałam tutaj. A skoro już wiemy, że to jednak młode niesprawdzone ogiery są znacznie częściej wybierane niż te starsze, to widać ten fejm i lans jednak kusi na tyle, że często nie patrzy się już na ryzyko.

Ciężkie czasy dla ogierów

Przytoczę fragment wywiadu, którego udzielił swego czasu Ingo Pape, właściciel stacji ogierów Pape wydawnictwu The Horse Magazine:

Ingo Pape i ogier Scolari / fot. Hengstsation Pape

„Liczba hodowli spada z wielu powodów, a my mamy tendencję do tego, że każdy szuka idealnego konia, a raczej supergwiazdy. Stara wiedza tradycyjnych hodowców zostaje zatracona, mieli oni poczucie, że wybierają odpowiedniego ogiera, patrząc na jego zalety, a jednocześnie akceptując jego słabości, podążając właściwą drogą, aby podkreślić mocne strony i zminimalizować słabe przyszłego potomstwa. Tymczasem teraz ludzie szukają konia, który zdobędzie 10 punktów za wszystko, a takiego znaleźć jest bardzo trudno. Bardzo trudno jest zadowolić nowych hodowców.”

THM: – Dawniej istnieli lojalni hodowcy… Miejscowi rolnicy przychodzili do Twojej stacji ogierów rok po roku i przyjmowali rady Twojego ojca dotyczące tego, który ogier będzie najlepszy dla której klaczy.

„To już tak nie działa, teraz nie zadają takich pytań: to jest moja klacz, czy możesz mi powiedzieć, jakie będzie dla niej najlepsze skojarzenie? Przychodzą z własnymi pomysłami. Staram się im pomagać, ale oni nie chcą tej pomocy”.

Ten wywiad był spisany… w 2011 roku!
I nic się nie zmieniło.
Teraz już wiecie, dlaczego hodowla rozjeżdża się ze sportem?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *