Za chwilę wszystkie konie będą „niehandlowe”…
🇬🇧 Read this article in english: Click here
O czym dzisiaj mowa? O badaniach rtg koni na sprzedaż. Ale najpierw kilka zupełnie luźnych, bez imion, bez nazwisk, przypadków w 100% prawdziwych.

🩺🐴 6-letni koń na TUV z beznadziejnymi trzeszczkami, jeszcze za czasów, kiedy zdjęciom rtg przypisywano klasy, lekarz ocenia na mocną III. Z tego powodu zresztą na konia nie decyduje się zawodniczka i trafia on w inne ręce. Bierze udział w dwóch olimpiadach, a swoje ostatnie starty w klasie GP ma w wieku 19 lat, kiedy to spokojnie zalicza cały sezon ze startami międzynarodowymi w kilku różnych państwach.
🩺🐴 5-letni koń również z niepięknymi trzeszczkami pełnymi kanałów odżywczych, w dodatku na dość małych i stromych kopytach i z lekkim plusem na próbach zginania. No nie rokuje to optymistycznie… W dorosłym wieku koń staje się wręcz celebrytą, wygrywając raz po raz serie zawodów międzynarodowych. Jako 17-letni wierzchowiec dziarsko jeszcze pomyka rundę C z bardzo dobrymi wynikami.
🩺🐴 3,5-letnia klacz zakupiona jako prospekt do sportu, przebadana od stóp do głów z milionem zdjęć rtg, wszystkie krystalicznie czyste. Koń po przewiezieniu do nowej stajni na padoku nabija sobie niezbyt dużego nakostniaka na rysiku, w sumie to „no big deal”, ale okostna nie chce się uspokoić i tydzień po tygodniu minimalnie dalej rośnie. Przy braku powodzenia leczenia zachowawczego pada decyzja zabiegu, usunięcie rysika przeprowadzone przez najlepszego chirurga w renomowanej niemieckiej klinice. Też „no big deal”, przynajmniej teoretycznie. Niestety pewnym powikłaniem po zabiegu jest to, że okostna nie chce się uspokoić i nakostniak tydzień po tygodniu na kikucie rysika dalej rośnie… Zabawa w uspokojenie sytuacji trwała blisko dwa lata, które koń w większości przeczekał na spacerach w ręku i później na mikropadoczku. Koniec końców, żeby było jeszcze zabawniej, koń nie tylko wrócił do pełnego sportu (MR/DR), ale też okostna się wypłaszczyła, nakostniak wchłonął i po kolejnych dwóch latach nie było widać śladu po całej sprawie.

🩺🐴 7-letni wałach w treningu. Jako jedyny koń zawodniczki (wszystkie wierzchowce w czynnym sportowym treningu od C-klasy w górę) przechodzi pełen TUV bez zastrzeżeń, z dobrymi zdjęciami rtg. Szkopuł w tym, że koń za źrebaka miał poważny wypadek, wpadł w maszyny rolnicze, które go na wiele godzin uwięziły. Wyszedł z tej nieprzyjemnej przygody ze złamanym rysikiem, odłamaną i przesuniętą (lub niedorozwiniętą po złamaniu) końcówką jednego guza kulszowego i złamaniem kości kopytowej. Wszystko to zrosło się samoistnie, a koń jako 5-latek poszedł do zajazdki i pracy. Nigdy nie kulał, na zginaniu, lonży i najróżniejszych podłożach był czysty, pod siodłem skakał, robił zmiany w seriach i ochoczo zabierał się do piafu. RTG rysików nikt standardowo nie robi, a było tam widać całkowite złamanie, zalanie okostnej i przyrośnięcie oderwanego fragmentu. Brak opartego na kości kulszowej półdupka był widoczny gołym okiem, ale pod warunkiem, że staniemy tuż za koniem, vis a vis ogona i porównamy obydwa pośladki, a tego też raczej przy badaniu kupno-sprzedaż nikt nie ocenia. Rysa po starym złamaniu kości wypadała z kolei idealnie pod krawędzią podkowy, na rtg była widoczna tylko i wyłącznie boso. O ile koń był w podkowach, nie było szansy, żeby się tego artefaktu dopatrzyć. Tak czy inaczej, koń chodził, nie przejmował się niczym i do jazdy w rejonach C czy małej rundy niczego mu nie brakowało. Gdyby jednak ktoś chciał ocenić tego wierzchowca wyłącznie skupiając się na prześwietleniach, nie sądzę, że kiedykolwiek dostałby zielone światło na cokolwiek więcej, niż spacery pod siodłem.

Takich historii mogłabym tu spisać z marszu naprawdę kilkadziesiąt. W żaden komplet x-rays nie był żadną gwarancją użytkowania konia w przyszłości.
A tymczasem zdjęcia rentgenowskie nadal są dla wielu kupujących kluczowe i w wielu, jak nie większości przypadków decydują o tym, czy zapadnie decyzja zakupu konia.

Na ile jest to słuszne podejście, coraz częściej weryfikują przeprowadzane badania. W Anglii przetestowano grupę 300 dorosłych i pracujących pod siodłem koni, z których każdy miał jakieś zmiany i odchylenia od normy stwierdzone na zdjęciach rtg. Z tej grupy 92% koni okazało się być klinicznie prawidłowych, bez żadnych kulawizn czy innych dolegliwości. W Holandii zbadano 1231 zdrowych klinicznie koni KWPN i w tej grupie u prawie połowy (44,3%) ujawniono zmiany w stawach wynikające z osteochondrozy.

Kwestionowana jest obecnie chociażby przydatność wykonywania zdjęć rtg szyi przy badaniach kupno-sprzedaż w warunkach innych niż szpitalne, bo przenośne urządzenia nie dają obrazu, który byłby na tyle czytelny, aby na jego podstawie można było stawiać długofalowe oceny. Podobnie ze zdjęciami trzeszczek. Jeszcze kilka lat temu zmiany w tej kości od razu miały przyklejaną łatkę syndromu trzeszczkowego. Jakaś chropowata krawędź, dziurka, kanalik i myk, koń jest chory. Obecnie uważa się, że same zdjęcia rtg nie mają wartości diagnostycznej. A u koni, które są klinicznie zdrowe na podstawie takich zdjęć nie da się ocenić, czy i kiedy rozwiną się u nich jakiekolwiek dolegliwości zdrowotne.
Co więcej, nie ma właściwie zbyt wielu dowodów, że nawet jeśli na dowolnym zdjęciu rtg pojawi się jakieś znalezisko, to będzie ono w jakikolwiek sposób rzutować na użytkowość konia: „(…) deviations from the normal in neck and back X-rays are of no predictive value for future soundness or athletic potential”, jak zacytował magazyn Horse and Hound na podstawie publikacji Royal Veterinary College.
Oczywiście, na podstawie wielu zmian obserwowanych na zdjęciach rtg końskich kończyn jest bardzo miarodajną bazą do oceny stanu aktualnego oraz progresji stanu zdrowia konia, ale „buyers should remember that there are still many deviations seen in limb X-rays that are not indicators of future problems.” (kupujący powinni pamiętać, że na zdjęciach rentgenowskich kończyn nadal istnieje wiele widocznych odchyleń od normy, które nie są wskaźnikami przyszłych problemów). Sama ocena zmian wymaga dużej wiedzy i praktyki, a zbyt pochopna może prowadzić i prowadzi często niestety do niepotrzebnej rezygnacji z zakupu konia.
Z roku na rok badania stają się coraz bardziej drobiazgowe, szczegółowe i rozbudowane. Kiedyś wykonywano standardowych 12 zdjęć rtg, dziś robi się 40, a bywa, że i 80 zdjęć. Sprzęt jest coraz bardziej zaawansowany technologicznie, zdjęcia coraz bardziej wyraziste, ostre i skontrastowane (nie mówiąc o tym, że kiedyś powstawały na kliszach, a dziś są wykonywane na coraz czulszym sprzęcie cyfrowym). Dobrze pokażą każdy cień, każde nawet najdrobniejsze odstępstwo od normy. Coś, co jeszcze niedawno nie zaistniałoby nawet w ogóle jako kwestia do dyskusji, teraz już może być uznane za zmianę gęstości kości i skreślić całkowicie konia z potencjalnej sprzedaży / potencjalnego zakupu.

Co na to zawodnicy?
Po pierwsze, którego nie spytam, szczerze przyznaje, że wiele koni spośród tych, które trenowali i zostały sprzedane 20 czy nawet 10 lat temu i które po sprzedaży z powodzeniem startowały w sporcie – dziś nie przeszło by badań. Nie mówiąc o tym, że 20 lat temu przeważnie w Polsce nikt ze stawów koniom czipów nie wyciągał. Bywało, że pierwsze rtg koń miał wykonywane w wieku 10 lat i wtedy objawiały się niespodzianki, na widok których wszyscy łapali się za głowę. Wszyscy naturalnie poza koniem, który w tym czasie zajmował się śmiganiem i zbieraniem kolejnych pucharów z zawodów. Po drugie, ciekawe jest to, że żaden ze znanych mi sportowców nie jest restrykcyjny w kwestii doskonałości zdjęć rtg. Nie wymaga absolutnie, aby koń był chodzącym atlasem anatomicznym. Takie wymagania z kolei pojawiają się bardzo często ze strony amatorów, osób, które kupują „jednego w życiu” konia i potrafią odrzucić nawet nie kilka, tylko kilkanaście koni, które po jakichś tam zmianach obecnych „nie nadają się” do zakupu i przyszłych planów użytkowych. Prym tutaj wiodą szczególnie zdjęcia pleców i jak to się w branży mawia, z powodu samodiagnozy. Zdjęcia końskiego kręgosłupa na odcinku grzbietowym (nie szyjnym! tutaj nic i tak nie widać) są proste do amatorskiej interpretacji. Czy kręgi się stykają, czy nie, to już każdy widzi i autonomicznie diagnozuje kissing spines. Co więcej, lekarz weterynarii, który będzie o takich zdjęciach z blisko położonymi kręgami mówił, że wcale niekoniecznie musi to mieć jakiekolwiek znaczenie, będzie odebrany jako niekompetentny. Bo przecież to gołym okiem widać! Tymczasem wiele koni, których wyrostki kolczyste nachodzą na siebie lub się stykają nie wykazuje żadnych objawów klinicznych przez całe swoje życie. Za to na badaniach kupno-sprzedaż, mówiąc brzydko – lecą do śmietnika.

Co na to lekarze weterynarii?
Na szczęście coraz więcej weterynaryjnych autorytetów zaczyna podkreślać, że nie można oceniać zdjęć rtg „w próżni”, czyli bez badania klinicznego i oceny samego konia. Niestety lekarze często o taką opinię są proszeni i trudno się dziwić, że wolą wypowiadać się raczej ostrożnie, zwłaszcza w kontekście obecnych przepisów prawnych, istniejących rękojmi, i braku tak naprawdę pewności co do przyszłej użytkowości stanu konia bywa, że bezpieczniej jest „dmuchać na zimne”, bądź odrzucić konia i nie ponosić ewentualnych konsekwencji w sprawach sporów i możliwych zwrotów wierzchowca. Dopóki żywe zwierzęta będą traktowane w świetle prawa jak pralka czy lodówka, które mają swoje dokładnie określone właściwości zachowywać przez lata, to będzie to sprzyjało jednak bardziej restrykcyjnej ocenie rentgenologicznej.

Specyficzny jest również fakt, że potencjalni kupcy często nie posiadając bardziej szczegółowej wiedzy ani tez doświadczenia związanego z użytkowaniem koni i na wieść o obecnej na zdjęciu rtg zmianie czy odstępstwie od normy wpadają w panikę i nie dają już sobie zbyt wiele wytłumaczyć. Bo skoro „coś jest nie tak”, to na pewno cały koń to cykająca bomba i już za moment kaleka. Tutaj większe od raportu klinicznego ma znaczenie kompetencja komunikacyjna danego lekarza weterynarii. Jeśli umie on obrazowo i przejrzyście wytłumaczyć, co tak faktycznie na zdjęciach rtg ma, co może, a co na pewno nie ma żadnego znaczenia, to jest szansa, że potencjalny kupujący nie ucieknie z krzykiem. Chyba najlepszym opisem, z jakim się spotkałam odnośnie zupełnie nieistotnej, ale jednak obecnej na rtg zmiany, było porównanie jej do rysy w tynku na łączeniu dwóch płyt karton-gips na ścianie. Owszem, taką rysę widać i nie można udawać, że jej tam nie ma, ale nie jest ona błędem konstrukcyjnym i na pewno nie spowoduje, że dom się zawali. Nie sprawi też, że ściana będzie przeciekać, a pomieszczenie wychładzać. Tak naprawdę największym związanym z nią problemem jest to, że… brzydko wygląda.

Co na to potencjalni kupcy?
Potencjalni kupcy chcą mieć idealne zdjęcia rtg. Niektórzy kupują konia na aukcji lub za granicą, zdalnie, bazując na filmach – w takim wypadku komplet zdjęć rtg jest właściwie pierwszym etapem selekcji potencjalnie interesujących koni. Inni mają na uwadze możliwość odsprzedaży konia w przyszłości (a że kupujący chcą mieć idealne zdjęcia rtg…). Jeszcze inni z góry zakładają, że każde odstępstwo od ideału oznacza, że z koniem „coś jest nie tak” i takim wadliwym wierzchowcem z założenia nie chcą mieć do czynienia. Oczywiście, wymagania to prawo każdego klienta, ale fakt, że rekordziści potrafią prześwietlić 15-20 koni i odrzucić każdego z nich jako absolutnie nieakceptowalnego, powinien dać do myślenia…

Wnioski
Zdecydowanie optuję za tym, żeby dawać szansę koniom, które nie są idealne i absolutnie doskonałości na kompletach zdjęć rtg nie oczekiwać. Normą na zdjęciach rtg nie jest doskonałość, drobne odstępstwa, drobne asymetrie, drobne niedoskonałości – to jest właśnie norma.
Owszem, zdjęcia z wielu wypadkach mogą być bezcenne i rozstrzygające – kiedy na przykład diagnozujemy obecną już u konia kulawiznę, albo kiedy wiemy, że ma on jakiś mankament i chcemy go na przestrzeni czasu sprawdzać i kontrolować, czy zmiana się powiększa, czy pozostaje bez zmian. Czasem taka dokumentacja może obronić nawet „brzydkie zdjęcie” rtg, jeśli koń pracuje, startuje, a jego rtg pozostaje tak samo brzydkie 😅 przez kilka lat.
Jeśli oczekujemy konia, który ma idealnie perfekcyjny cały komplet zdjęć, może zdarzyć się, że takiego nie znajdziemy nigdy.
Zdecydowanie w pewnym momencie trzeba postawić sobie pytanie, czy chcemy kupować dobre konie, czy dobre zdjęcia rtg. Ja wolę jednak konie 😉
Dodaj komentarz