No i nareszcie, Majówka z koniem! Czy Wy też oddawaliście się z pasją narodowej tradycji majówkowej, jaką jest grillowanie? Bo u nas grill był, a jakże(ziemniaczki ugotowane w żeliwnym naczyniu i wcinane później ze śmietanką ze świeżym czosnkiem – palce lizać, Magda Gessler by pozazdrościła!). I na grilla zaprosiliśmy wszystkich. Dosłownie wszystkich:
Ropuch siedzi w przedszkolu już dwa miesiące, więc dał się trochę poznać. Jest absolutnie typem konia, którego chciałoby się zabrać do domu, posadzić obok na kanapie i przytulać 24 godziny na 7 🦄 On zresztą też nie miałby nic przeciwko 😂 Jest cudownie przesłodkim, milutkim i kochającym ludzi pieszczoszkiem. Konia z takim charakterem chyba jeszcze nigdy do tej pory nie miałam 🥰 Pozwala ze sobą zrobić naprawdę wszystko, jest delikatny i czuły. I przy tym na obecną chwilę zupełnie nie jest ogierem. Kolegów z boksu i padoku obok – liże po nosie. Bawi się wszystkimi możliwymi zabawkami (no, poza jedną – wielką piłką na padok, która spotkała się jego z całkowitą ignorancją). Na stanowisku do siodłania i czyszczenia ma zawieszoną maskotę konika, którą tarmosi, ściska, nadgryza i mamla z prawdziwą przyjemnością:
W ogóle 🐸 ma ogromny urok osobisty, nie sposób mu nie ulec. Kiedy podrapałam go w nasadę ogona, zwinął się w precelek i w ramach rewanżu zaczął również mnie drapać w tyłek 🤣 A przy tym taki uważny jest, same ustka, zero ząbków 🥹
To jego przedszkole, to naprawdę unikalne miejsce. Powiem Was szczerze, że naprawdę znam bardzo mało takich osób, które mając ogromne doświadczenie, pracują od lat profesjonalnie z końmi i równocześnie… nadal to kochają. Wciąż mają pasję, wkładają w te zwierzaki całe serce i nie traktują ich jak punktów w planie dnia do odhaczenia. Tak z ręką na sercu mam dwa sprawdzone przez siebie miejsca, gdzie mogłabym z czystym sumieniem i spokojną głową zawieść końskiego przedszkolaka celem edukacji pod siodłem. Wszystkie moje zielone konie jeździły do Katarzyny Kokowskiej, która z młodziakami robi totalnie genialną robotę (jednak co jeździec wkkw, to jeździec wkkw, sprosta dosłownie wszystkiemu). Tym razem jednak zadecydowały też względy prozaiczne – raz, możliwość dojazdu do konia również pociągiem, a dwa – naprawdę super fajne warunki dla ogiera, wliczając w to duży, zielony padok, z którego 🐸 może sobie korzystać.
I faktycznie Ropuszek nie jest po prostu postawiony gdzieś tam do pracy, ale faktycznie ma wspaniałe życie i jest częścią końsko-ludzkiego stada, w którym swoją rolę ma także wyjątkowy, mądry pies i nawet… sarna 🦌😊
Ekipa z Dressage Diamonds, czyli Ania Mickiewicz i Łukasz Ziółkowski spędzili 8 lat pracując z końmi w Niemczech, zarówno dla dużych stajni hodowlano-handlowych (Schockemöhle i Sprehe), ale też dla indywidualnych hodowców czy bereitrów, którym Łukasz pomagał przy tych bardziej gorących czy trudniejszych zwierzakach. Konie zajeżdżane i przygotowane przez niego bez trudu kwalifikowały się na czempionaty, uzyskiwały świetne ceny na prestiżowych aukcjach – a co absolutnie dla mnie najważniejsze – wszystkie te konie zawsze sprawiały wrażenie zadowolonych z roboty, wyluzowanych pod siodłem, prowadzonych na lekkich pomocach i po prostu bardzo jezdnych.
Sam Łukasz w ogóle emanuje spokojem i daje koniom ogrom pewności siebie (oj, ale bynajmniej nie jest nudziarzem i w ogóle nie wiem jak on łączy bycie liderem z ogromnym poczuciem humoru, które na pewno nie raz widzieliście na filmach. Ot zagadka!) 🙆 A rękę do koni zdecydowanie ma. Kiedy w marcu przywiozłam Ropuszka, jego sąsiadem z boksu obok został również trzylatek – absolutna ruda dzicz kudłata, świeżo zdjęty z łąki, po przejściach z nieudanym zajeżdżaniem przez jakiegoś „naturalsa” (któremu po prostu zwiał i pogonił po horyzont między wsie i pola), wychowany przez dziewczynkę (czytaj rozpuszczony jak dziadowski bicz), nieufny, niezbyt dotykalski, miotający się po boksie i tłukący niemiłosiernie wszystkimi kończynami tylko po to, żeby dostać więcej żarcia. O Matko Bosko! 🙈 Nie zapowiadało się to na najlepszy pomysł, bo w założeniu ten koń ma być w przyszłości przeznaczony dla dziecka. Ale raptem już miesiąc później kasztanek jak przeobrażony magiczną różdżką 😯 Jak to jest w ogóle możliwe – ten koń ma teraz nawet spojrzenie inne, ciekawskie, wesołe i przede wszystkim inteligentne. Jest grzeczny, nastawiony na współpracę i obecnie bezproblemowo przyjmuje siodło i serio miło się na niego patrzy. Można? Można 🤗
Kluczem do pracy z młodziakami jest poświęcenie im masy czasu, nie tylko związanego stricte z pracą. Tutaj konie mają okazję zapoznać się naprawdę z różnymi sytuacjami. Co ciekawe, bardzo szybko dochodzą do wniosku, że w zasadzie nie trzeba niczemu się dziwić i same chętnie zwiedzają i eksplorują świat. Przecież trzy- i czterolatki to są zupełne dzieciaki i dla nich wszystko może być fascynujące. A kiedy dobrze pozna się otoczenie, to nawet wielkie mokre psisko wyskakujące z szuwarów po kąpieli w jeziorku nie jest straszakiem, co miałam zresztą okazję osobiście przetestować ściągając Ropuszyńskiego na kantarze z padoku 🤣🤣 Ja się chyba sama bardziej zdziwiłam 😅
Oczywiście, żeby mieć możliwość tak się z koniem bawić, nie tylko w spacery, trzeba mieć na stanie kilku uczniów, a nie pół stajni do przerobienia. Sama doskonale wiem, ile to zajmuje czasu, ale jest absolutnie bezcenne. Koń w takich rodzinno-przyjaznych warunkach jest zawsze super miły, no i po prostu kumaty 👌 Miałam sporo do czynienia z końmi zajeżdżanymi w Niemczech czy Holandii i cóż, pomijając już przypadki, gdzie po prostu narobiono błędów, to takie koniki jednak niespecjalnie wiedziały, że z człowiekiem można i warto się przyjaźnić. A to naprawdę przykre, jak koń uważa ludzi po prostu za wyposażenie stajni, dokładnie takie samo jak żłób albo drzwi do boksu 😔
No dobra, ale żeby nie było, że my się tu tylko przyjaźnimy, bratamy i bawimy 😆 Celem szkolenia jest praca, a nie wyłącznie rozrywki. Żabuś przyjął jeźdźca i już nawet zdążył odbyć zapowiedzianą mu wcześniej kartkówkę z galopu. Jak myślicie, zdał? 😊
Wiem, że na tych zdjęciach wygląda gotowo i dorośle, ale musicie mi na słowo uwierzyć, że to jeszcze absolutny niemowlak i długo będzie musiał budować siłę, która udźwignie jego spore chody i do tego jeźdźca na grzbiecie. Nigdzie się jednak nie spieszymy. Nawet specjalnie po to pierwszy rok roboty będziemy pracować na boso, żeby unikać przeciążeń i nadmiernej ekspresji. 🐸 ma zadanie bojowe rozciągać szyję i zbudować siłę pleców i w ogóle całej kłody (mięśnia czworobocznego na razie brak). Dopiero zresztą pod siodłem widać, że tak naprawdę jest jeszcze podkasany jak chart.
Podobno konie „gapią się” w narożniki. Jakie narożniki? Takie z masą kolorowych drągów, stojaków i stroszących się groźnie kłódek? 😄😉😇
No i tak pierwsze koty za płoty. Czas szybko leci, a ja po wakacjach planuję do Żaby dołączyć drugiego super trzylatka, którego jeszcze nie poznaliście do tej pory 😉 Przy dobrej motywacji w końcu to jednak kiedyś nadrobię 😅
Dodaj komentarz