Nie chcę wtykać kija z mrowisko – no może tylko taki mały kijek, tyci patyczek, ot taką tam wykałaczkę 🙂 I to będzie wykałaczka wymierzona… w filmy. Filmy handlowe, filmy sprzedażowe, filmy promocyjne.
Temat już od dawna wisiał mi nad klawiaturą, a zmaterializował się we wpisie przy okazji kontemplowania wizytówek filmowych kandydatów na oldenburskie licencje.
Przeglądam sobie mianowicie kolejnego nie dotykającego ziemi młodego ogiera w kłusie, aż tu nagle w kadr wkrada się obiekt, który nie wygląda bynajmniej na mikrofon dźwiękowca 😀
To trzymany na wędkę długi bat, dodający pokazywanemu w ręku ogierowi „nieco” więcej ekspresji i szyku.
Cóż… tak to się właśnie robi. (Prawie!) Wszędzie. Na pewno czytają ten wpis osoby, które zachwyciły się koniem na filmie, a potem wybrały się w daleką podróż dla obejrzenia go na żywo, lub miały okazję oglądać xwyczajny domowy trening i nie mogły uwierzyć, że wersja filmowa i wersja real dotyczą nadal tego samego konia. A jeśli ktoś osobiście takiego rozczarowania i zaskoczenia nie przeżył, za to po cichu wzycha do jakiś „super fur” z Instagrama, to mogę od razu oszczędzić mu goryczy zawodu: te filmy z efektem wow się po prostu preparuje i robi. I czasem aż trudno nie dać się w nie wrobić 😉
Całkiem niedawno duża stajnia handlowa radośnie wrzuciła na Instagrama rolkę „Behind the scenes”. Akurat nie po drodze mi było do zasobów komputera i nie udało mi się zachować tego filmiku, stąd mogę Wam pokazać tylko screena (poniżej). Na filmie prezentowany był koń, kłusujący i pasażujący na czworoboku z ogromną ekspresją, i taki też zresztą film jest cały czas dostępny na stronie w ofercie konia na sprzedaż. Tyle, że kulisy sesji ujawniały nieco szerszy kadr, gdzie po czworoboku tuż przed koniem biegły tyłem (!) dwie dziewczyny, z których jedna wymachiwała flagą, a druga potrząsała pomponami czirliderki. Obydwie przy tym skakały, tupały, szeleściły, klikały, nawoływały i robiły mega dużo zamieszania i hałasu…
Koń oczywiście w kłusie wręcz lewitował nad gruntem 😅
Noooo, tak się to robi! 🤣🤣🤣
Długi bat jak widać wcale nie jest narzędziem szczególnie wyrafinowanym w tej kwestii. Torebki foliowe to też arsenał dla amatorów 😉 Prawdziwy „profi” nie zawaha się użyć flagi, metalowej puszki wypełnionej kamykami, piszczącej zabawki dla psa, dowolnego straszaka przed lub za koniem (długi bat pomaga nieźle podstawić zad). Znam stajnię, gdzie goni się za koniem…. meleksem z zamontowaną na nim kamerką. Nieźle działa też położenie na podłożu ścieżki z kolorowych drągów, białej taśmy, albo chociaż kilku efektownych roślin doniczkowych, których tam nigdy wcześniej nie było. I cyk, plus 20 do kłusa i zadzierania nóg w górę 😉
Nie jest wcale tak trudno odróżnić filmy z pokazówką od takich bardziej prawdziwych. Nieruchome, sztywno postawione ucho, sylwetka wyciosana z kamienia, nienaturalnie trzymany ogon, mocne tempo naprzód i powalająca ekspresja chodów. W skrajnym przypadku takie konie sprawiają wrażenie, jakby przed czymś uciekały. Nie pijąc do nikogo konkretnego – poniżej jest filmik z czteroletnim koniem na sprzedaż (skądinąd całkiem sympatycznym zwierzakiem), którego pokazuje się właśnie w ten sposób:
OK, to jeśli już wiemy jak się to robi i jak mniej więcej rozpoznać pozakadrowy tuning filmowanego konia, to trzeba zadać kolejne pytanie: po co? Dlaczego?
Otóż dlatego, że… sami tego chcemy. Niestety 😔
Wprawdzie pojawia się światełko w tunelu i niewielkie grono osób zaczyna patrzeć na konie bardziej uczciwie, skupiając się na całym obrazku, na pracy zadu, na używaniu pleców, luzie (!!!) i widocznym zadowoleniu zwierzęcia – ale i tak nadal zdecydowana większość amatorów dresażu wciąż szuka „efektu wow”. Kolokwialnie mówiąc, koń ma sobie zakładać nogi za uszy. Przednie nogi w szczególności, bo te bardziej rzucają się w oko. I to niestety nie dotyczy tylko potencjalnych nabywców koni. Hodowcy wprawdzie przebąkują, że konie muszą mieć czas, że powinno się z nimi prawidłowo pracować, że musimy hodować odpowiedzialnie i zdrowo, ale jednak kiedy czytam sobie wątki na niemieckich forach hodowlanych dotyczące 3-letnich ogierów i ich pierwszych prezentacji pod siodłem, to aż roi się od komentarzy typu: „no, ten ogier to się w ogóle nie pokazał”, „nie rusza się”, „rusza się jak zwykły koń”.
No a jak ma się ruszać taki młody koń? 🤷♀️🤦♀️
„Efekt wow” u ujeżdżeniowego konia zawsze się bierze z pracy, szkolenia i rozwijania naturalnych predyspozycji wierzchowca. Jeśli ktoś nie umie tego wypracować i pielęgnować, to nawet kosmicznie ruszający się i nie z tej ziemi młody koń z czasem po prostu przestanie być wow. A jeśli ktoś umie, to tym bardziej ani nie szuka, ani nie potrzebuje fajerwerków, tylko uczciwych dobrych podstaw, które można zachować w zdrowiu i które można rozwijać.
Co oczywiście nie oznacza, że dobry koń zaraz musi być byle jaki 😉 Tyle tylko, że najbardziej efektowny koń wcale niekoniecznie będzie najlepszy. Za to sztucznie efektowny koń na pewno jest bardzo, bardzo daleko od dobrego materiału do pracy.
Próbujmy zatem coraz więcej widzieć prawdy i chcieć widzieć prawdę, a nie tylko dawać się porywać reklamie (i nawet chociażby dlatego na moich raportach z korungu poza filmem promo staram się wrzucać kawałek pracy konia na lonży, żeby można było spojrzeć bardziej obiektywnie na danego ogiera). Im mniej będzie parcia na oglądanie sztucznej pokazówy i zachwytu nad nią, tym więcej będzie uczciwości w dyscyplinie, w treningu koni i tym mniej również wypływających na światło dzienne afer, mniej robienia na szybko, na patentach, mniej maskowania dziur w końskich bokach pastą do butów, mniej ukrywania zbitych końskich zadków pod paradnymi derkami.
Bo czy nie lepiej ogląda się taki film, jak poniżej? Czy nie większe wrażenie robi luz, rytm, zadowolenie i równowaga trzyletniego konia, niż widowiskowość jego kłusa? A tutaj mamy fragment typowo promocyjnego filmu kryjącego ogiera. I chociaż koń ten też na późniejszych etapach nie uniknął pewnych kontrowersji (odnoszę wrażenie, że tego w dzisiejszym świecie ominąć się po prostu nie da), to podstawy pracy miał zrobione bardzo fajne.
Dodaj komentarz